TRANSLATE
 
Promocje
Nogawka treningowa  z juty nie rozpinana
Nogawka treningowa z juty nie rozpinana

299,00 zł

Cena regularna: 359,00 zł

Najniższa cena: 359,00 zł
Treat Dispensing Roulette Wheel®
Treat Dispensing Roulette Wheel®

170,00 zł

Cena regularna: 199,00 zł

Najniższa cena: 199,00 zł
szt.
Nogawka treningowa krótka z  juta poly , szczeniak
Nogawka treningowa krótka z juta poly , szczeniak

130,00 zł

Cena regularna: 157,00 zł

Najniższa cena: 157,00 zł
szt.
Nogawka treningowa krótka z materiału ringowego, szczeniak
Nogawka treningowa krótka z materiału ringowego, szczeniak

197,00 zł

Cena regularna: 235,00 zł

Najniższa cena: 235,00 zł
szt.
Oficjalne koszulki T-shirt Demanet
Oficjalne koszulki T-shirt Demanet

78,00 zł

Cena regularna: 120,00 zł

Najniższa cena: 99,00 zł
Nogawka treningowa krótka z juty, szczeniak
Nogawka treningowa krótka z juty, szczeniak

168,00 zł

Cena regularna: 203,00 zł

Najniższa cena: 203,00 zł
szt.
Szarpak/Jutowa szmatka do gryzienia z uchwytem
Szarpak/Jutowa szmatka do gryzienia z uchwytem

110,00 zł

Cena regularna: 133,00 zł

Najniższa cena: 133,00 zł
szt.
Oficjalne koszulki T-shirt Demanet or Die
Oficjalne koszulki T-shirt Demanet or Die

78,00 zł

Cena regularna: 120,00 zł

Najniższa cena: 99,00 zł
A może by tak tresura?

A może by tak tresura?

Wszystko zaczęło się u mnie tak samo, jak z pewnością u wielu psiarzy. Po prostu od małego chciałam mieć psa. Na spełnienie mojego marzenia musiałam poczekać aż do 35. roku życia. Wtedy właśnie przyprowadziłam do domu 2-miesięcznego belge’a i tak zaczęła się moja przygoda z psem. Był to piesek bez świadectwa pochodzenia, którego wybrałam na podstawie całkowicie niewłaściwych kryteriów. Po prostu spodobał mi się, a reszta się nie liczyła. Faktem jest, że nie miałam szczęścia, bo nasz Kosťa cały czas na coś chorował. Z drugiej strony, to właśnie dzięki temu zdobyłam całkiem niezłą praktykę weterynaryjną i nauczyłam się dość dobrze postępować z chorym psem. Pomimo dołożonych starań musiałam się pożegnać z Kostíkem, gdy ten miał 5 lat. Dosięgła go epilepsja. 

Moim drugim pupilem była rodowodowa suczka parson Russell teriera, Tesinka. To już trochę inna historia. Przede wszystkim otworzyły się nam drzwi do zupełnie nowego świata, którym są psie wystawy i wszystkie te tytuły czy trofea. Ale równocześnie Tesinka zawsze była, i do dziś jest, pełna zdrowia i energii. Dość szybko zwykłe spacery okazały się dla nas niewystarczające i w całkowicie naturalny sposób zwróciliśmy się w stronę różnych psich sportów.  Uprawiałyśmy z nią agility, coursing i przede wszystkim flyball. Bardzo się to nam obu podobało, jednak czas jest nieubłagalny i gdy Teska skończyła 8 lat, powoli zaczęłyśmy odchodzić od aktywności sportowej. Wtedy myślałam, że wspólnie przejdziemy na psią emeryturę, ale ostatecznie wszystko potoczyło się inaczej.

Szczęśliwy zbieg wielu okoliczności sprawił, że pewnego dnia próg naszego domu przekroczyła niezwykła 2-letnia suka owczarka niemieckiego Foxa. Wpadłam jak śliwka w kompot. Nigdy nawet nie śniłam o tym, by mieć owczarka niemieckiego a on nagle stanął przede mną. Mój naturalny szacunek i  i poważanie, jakim darzyłam tę piękną rasę zobowiązywały mnie jednak do tego, by chwycić „byka” za rogi i wkroczyć do całkowicie odmiennego świata, z którym nie miałam doświadczeń: tresury posłuszeństwa, obrony i tropienia. W wieku niemal 50 lat stałam się nagle początkującą. 

Z założenia jestem osobą, która zanim poświęci się praktyce, musi najpierw zaczerpnąć jakiejś wiedzy. Nie próżnowałam: kupiłam kilka książek i zaczęłam się uczyć. Dość szybko jednak zorientowałam się, że będę potrzebować pomocy. Nie umniejszam znaczenia informacji pozyskanych z fachowej literatury, ale nic nie jest w stanie zastąpić ćwiczeń praktycznych. W ten sposób zaczęłam szkolenie na kynologicznym placu treningowym. Początkowo wszystko szło bardzo dobrze. Suka była otwarta i wykazywała chęć do pracy. Wydawało mi się nawet, że idzie nam to całkiem gładko. Sama tym byłam zaskoczona. „Nie mów hop, dopóki nie przeskoczysz”! Nie musiałam być psim psychologiem, by zauważyć, że Foxa podczas naszych wspólnych ćwiczeń nie jest już tak zadowolona, jak to było na początku. Z każdą kolejną godziną miałam wrażenie, że jej entuzjazm słabnie. Ponieważ wychodzę z założenia, że za błędy nigdy nie odpowiada pies, pojawiło się całkiem logiczne pytanie: co jest nie tak? Najpierw głowiłam się nad tym sama i ciągle kombinowałam, dlaczego nasze wspólne wyniki się pogarszają a suczka jest coraz bardziej niezadowolona i rozkojarzona. Nie potrafiłam wymyślić nic rozsądnego, dlatego na placu treningowym zaczęłam zadawać ostrożnie pytania, chcąc się dowiedzieć, z czego to wszystko wynika. Regularnie słyszałam, że nie powinnam się tym martwić, że mam robić tylko to, co się mi mówi i że ostatecznie wszystko się ułoży. Tę odpowiedź tłumaczyłam sobie najczęściej następująco: to dlatego, że jestem niedoświadczona i głupia. A w takim wypadku inteligentni ludzie nie mogą mi wytłumaczyć, gdzie jest przyczyna, bo i tak bym tego nie zrozumiał. A zatem kontynuowałam tresurę, dalej korygowałam swoją podopieczną układając ją do prawidłowych pozycji, dalej starałam się ją ćwiczyć zgodnie z tym, co napisano w regulaminie egzaminacyjnym, dalej wtłaczałam w nią kolejne komendy, choć nie opanowała jeszcze tych poprzednich i dalej bezmyślnie na różne sposoby ją przeciążałam. Po prostu spodziewałam się, że w końcu wszystko się ułoży. Ale, oczywiście, nic się nie ułożyło. Po niemal rocznych staraniach uświadomiłam sobie, że na plac prowadziłam suczkę, która była znudzona i jedyne, o czym myślała to to, by mieć już wszystko za sobą. Apogeum problemów miało miejsce, gdy Foxa odmówiła wyjścia na ćwiczenia a pozorant stał się dla niej największym wrogiem, z którym nie chciała mieć nic wspólnego. Wtedy powiedziałam sobie "dość". Byłam na najlepszej drodze do tego, by pogodzić się z tym, że nigdy się niczego nie nauczę, bo byłam przekonana, że wszystko wynika z moich błędów. Niewiele brakowało, a podjęłabym decyzję o całkowitej rezygnacji z tresury.

Los postanowił się jednak ze mną zabawić, w wyniku czego dość przypadkowo znalazłam się w całkowicie innej psiej szkole, u pana Jiříego Ščučki. Gdy mówię „w innej”, to mam na myśli dosłownie „innej”! Po raz pierwszy w mojej karierze hodowcy psa ktoś zaczął mi tłumaczyć, co czworonóg właśnie myśli, co sądzi o danej kwestii, jak ją postrzega, co jest dla niego w danej chwili bardzo trudne, a co może wykonać bez żadnych przeszkód. Pan Ščučka zabrał mnie na wycieczkę po prawdziwej psiej planecie i powiedział mi, że jeśli będę się starać i prawidłowo zachowywać, to będę mogła na tej planecie zostać i stać się jej mieszkanką. Równocześnie jednak ostrzegł mnie, że nie jest to łatwa i szybka droga. Że powinnam się przygotować na długodystansowy bieg. Mnie jednak było obojętne, jak długo to wszystko potrwa. Za najważniejsze uważałam to, że będę mogła zrozumieć swoją suczkę i że ona zrozumie mnie. W takich okolicznościach rozpoczęła się nasza druga próba wzajemnej komunikacji, która jednak opierała się na całkowicie innej metodzie. Metoda ta polega głównie na tym, że musimy uważnie słuchać swego pieska i bacznie zwracać uwagę na to, co do nas mówi. Zresztą, ta zasada jest zawarta w nazwie psiej szkoły pana Ščučky „Natural Canine Communication“.

Niełatwo mi o tym mówić, ale muszę przyznać, że pan Ščučka już na samym początku dał mi jednoznacznie do zrozumienia, że po roku pracy nie potrafię się zwracać do swego psa, a tym bardziej głaskać go. Tak, w zasadzie nie opanowałam nawet tak prostego zadania jak pogłaskanie psa . – W jaki sposób zamierza Pani z nią później pracować? – takie pytanie usłyszałam już na „dzień dobry”. Prawdę powiedziawszy nawet nie pamiętam, co odpowiedziałam. A potem kolejny cios. Pan Ščučka wziął przysmak i suczka zaczęła z nim od razu w 100% współpracować. Mnie traktowała jak powietrze. Ale największy cios nadszedł dopiero później. Co prawda trochę się wahałam, czy powinnam, jednak w końcu zdecydowałam się zapytać: jak to wszystko możliwe? Pan Ščučka nie uciekł w obligatoryjne, nic niemówiące odpowiedzi, ale po prostu w zwykłych słowach wszystko mi wytłumaczył. Do dziś nie mam pewności, czy czasem nie słuchałam go z otwartymi ustami. Po raz pierwszy ktoś potrafił i był skłonny powiedzieć mi, dlaczego w tresurze ta czy inna rzecz działa a kiedy indziej znowu nie. W ten sposób przerwany został dla mnie zaklęty krąg nareszcie jakiś specjalista był w stanie mi wyjaśnić, jak się mają sprawy. Przestałam gubić się w domysłach, mogłam skończyć bezustanne rozmyślanie o tym, co i jak, które i tak donikąd nie prowadziło. Spotkałam się z kimś, kto pokazał mi, że na tresurę można patrzeć naprawdę zupełnie inaczej i przede wszystkim inaczej ją prowadzić.

Moja suka i ja weszłyśmy w ten sposób na nową drogę. Obie zaczynałyśmy po prostu od nowa, od samego początku. Pod kierownictwem pana Ščučki Foxa całkowicie rozkwitła. Co prawda ciągle borykamy się z jakimiś głupotami, które wyniosłyśmy z przeszłosci, myślę jednak, że dziś wiemy już o sobie nawzajem znacznie więcej i o wiele lepiej się rozumiemy. Doskonałym dowodem postępu jest dla mnie głównie to, że Foxa bardzo cieszy się na każdy trening, obrona to dla niej ulubiona dyscyplina i gdyby mogła, to trenowałaby cały czas. Nazwę „posłuszeństwo”  we dwie przerobiłyśmy na „współpraca”. W końcu  dziś nie potrzebuję  już żadnej smyczy ani innych mniej wyrafinowanych sprzętów - moja suczka po prostu idzie przy mojej nodze, bo chce się jej tak iść, wykonuje różne komendy, bo ją to bawi i aportuje, bo to świetna zabawa. Oczywiście, czeka nas jeszcze wiele pracy i wcale nie twierdzę, że wszystko idzie gładko. W tym wszystkim jednak najfajniejsze jest to, że obu nam to sprawia radość. Cieszymy się z każdego postępu, próbujemy kolejne nowe rzeczy, w taki sposób, byśmy były je w stanie opanować. Nigdzie się nie spieszymy a paradoksalnie jesteśmy dalej niż kiedykolwiek wcześniej.

Dwa lata temu chciałam z wszystkiego zrezygnować. Wydawało mi się, że nie mamy szans. W pewnej chwili byłam gotowa uwierzyć w to, że mój pies niczego się nie nauczy, bo po prostu nie ma takich zdolności. Chyba tylko dzięki temu, że mój mózg ciągle podpowiadał mi, że pies nie jest niczemu winien, że wina zawsze leży po stronie człowieka, ciągle starałam się znaleźć pomoc. Wytrwałość ostatecznie się opłaciła. Szkoła dla psów pana Ščučki to dokładnie to, czego obie potrzebowałyśmy. A niesamowite podróże na psią planetę, gdzie Foxa dość często zabiera mnie ze sobą, są naprawdę warte całego poświęconego wysiłku.

 

                                                                          Renata Kvěchová i Foxa                    

Kontakt

kontakt

Producenci
Koszyk

produktów: 0

wartość: 0,00 zł

przejdź do koszyka

Zaloguj się
Nie pamiętasz hasła? Zarejestruj się
Raty PayU

Zakup na raty PayU 5x0%

Zasady finansowania zakupów przez PayU Raty 5x0%:

kwota zakupu - od 100zł do 2000zł (wartość koszyka);

okres kredytowania - 5 miesięcznych rat 0%;

koszt dla Klienta: RRSO 0%;

termin płatności pierwszej raty: 30 dni od daty zakupu.

 

Bestsellery
do góry
Sklep jest w trybie podglądu
Pokaż pełną wersję strony
Sklep internetowy Shoper.pl